KILKA RZECZY, KTÓRE LUBIĘ W ZAKUPACH W UK

Podobno wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma, ale zakupy w UK to zdecydowanie rzecz warta grzechu. Pomijając brytyjskie marki, które jakiś czas temu postanowiły się zawinąć z polskiego rynku, jest kilka rzeczy, za które bardzo lubię brytyjskie zakupy.

1. Wybór

Cholernie miło jest wyjść ze sklepu z siatką zakupów. W sieciówkach w UK rozmiar 46 to zupełny standard, łatwo dostępny, na wieszakach go raczej nie brakuje. U nas rozmiarówka tych samych marek woła o pomstę do nieba. Tak jakby w Polsce kobiety kończyły się na rozmiarze 42 (LOL).

New Look w małym Kirkcaldy koło Edynburga, które jest wielkości Kościana w Wielkopolsce, ma oprócz głównej kolekcji: kolekcję petite (dla niskich i drobnych), kolekcję curves (plus size), w standardzie buty do 42, ileś modeli w rozmiarze 43 oraz 34 ze szpilkami włącznie oraz… modele na szerokie stopy! W Poznaniu (mieście 600 tys mieszkańców) można pomarzyć. To wręcz niesamowite, że z tamtejszych sieciówek wyszłabym z solidnym minusem na karcie, a z tych samych tutaj w najlepszym razie z solidnym wk***em.

2. Rozmiarówka

Brytyjskie marki = duża rozmiarówka. W River Island noszę 44, a nawet mogę się pokusić o jeansy 42, gdzie polskie standardy to 46/48. Może i jest to lekkie oszukiwanie siebie, ale całkiem przyjemne. Poza tym pragnę przypomnieć, że standardy rozmiarowe na przestrzeni kilkudziesięciu lat się całkowicie zmieniły i Marylin Monroe, która za życia miała 38, teraz miałaby 42.

3. Wyprzedaż
Która naprawdę jest wyprzedażą. Ceny do podłogi. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego w Polsce, w tych samych sklepach, nie stosuje się tej polityki i nie ma szans na dwie pary szpilek za 10 funtów czyli 50 – parę złotych. 

4. Standardy obsługi
Byłam w ciężkim szoku, gdy w dużej sieciówie dziewczyna obsługująca przymierzalnię zapytała mnie czy coś mi pasowało, a potem spytała co dzisiaj robię i życzyła miłego dnia. Kilka trywialnych mogłoby się wydawać zwrotów i wcale nie udawana otwartość sprawiły, że zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Pomyślałam, że fajna dziewczyna i wiedzieli, co robią zatrudniając taką osobę. Ale nie! podobna sytuacja spotkała mnie w czterech innych sklepach – w przymierzalni, przy kasie. Kurde jak fajnie, gdy w sklepie pracują ludzie, którzy nie są tam za karę…

A oto stylówka na bazie zakupów w Edynburgu 🙂

Bluzka: New Look
Jeansy: River Island – model Amelie
Trampki: Primark
Płaszcz: H&M
Torebka: Mohito